czwartek, 3 listopada 2016

Herbaciarze o ceramice cz.1

Lubię narzędzia, lubię nimi pracować, lubię je jako przedmioty. Umiejętności, narzędzia, materiały to elementy tworzenia, a na końcu jest >coś<. Najczęściej doświadczamy tylko efektu, a cały proces nam umyka.
Rozmowy i opinie o herbacie krążą zazwyczaj wokół smaku, aromatu, koloru - wrażeń związanych z gotowym naparem. Ceramika herbaciana kieruje uwagę na proces, bo to narzędzia, dzięki którym samo przygotowanie herbaty może dać wiele radości.
Robiąc czajniki, czarki ciekawi mnie jak się sprawdzają w codziennym użytkowaniu. Poprosiłem kilku herbaciarzy o opinie na temat mojej ceramiki zilustrowane zdjęciami.
Oto efekt ich pracy.

Anton - czajniki, yunomi i zestaw hakka

Pierwszy czajnik, który kupiłem, jest bardzo ciekawy. Jest dosyć ciężki, ale pasuje do mocnej ręki przez swoją stabilność. Grube ścianki trzymają ciepło bardzo długo, co pasuje do plenerowych spotkań jesiennych i zimowych. Można w nim parzyć niemal wszystkie herbaty, za wyjątkiem yabao i podobnych, ponieważ zdarzyło się, że suche liście przechodziły przez sitko, ale nie wychodziły z otworu czajnika. Jedyną wada tego czajnika może być tylko dzióbek i wielkość filtru, które spowalniają prędkość strumienia wody i kształt strumienia. Efektowny z drugiej strony jest wygląd. Ceramika wygląda naturalnie i zachęca do picia, otwierając pokrywkę, czuję się jakbym zaglądał do orzeźwiającej studni.


Czajniczek kyusu jest perfekcyjny i efektowny. Uchwyt przyjemny, kolor ładny, dzióbek dobrze wykonany tak jak filtr. Jednak ceramika, którą lubię najbardziej to yunomi, podarunek dla mojej dziewczyny. Wygląd bardzo przyjemny, ale przyjemniejsza jest jeszcze geometria. Obejmując ręka yunomi, palce sięgają dokładnie w połowie tej ceramiki. Stopa ma rozmiar grubości jednego palca, a korpus trzech palców. Od samego początku miałem wrażenie, że yunomi jest przeznaczone dla mnie.


Zestaw do parzenia w stylu hakka z Taiwanu jest z pewnością oryginalnym zestawem. Rzadko spotykany sposób parzenia hakka jest ostatnio w Chinach coraz bardziej popularny, ale nadal trudno znaleźć ceramikę autorską godną uwagi. Herbatę, najczęściej oolong, parzy się w wielkiej misce jednorazowo albo dwa razy i nalewa chochelką ceramiczną. Miska jest dobrym narzędziem parzenia latem, ponieważ pozwala naparowi tracić temperaturę bardzo szybko. Ten zestaw, najnowszy element mojej kolekcji, cieszy się wielkim powodzeniem. Szkliwienia posiadają charakter naturalistyczny i zachęcają do picia. Szczególnie wielka miska posiada przepiękny kolor zielonego kamienia, przypominając studnie, lub mały zbiór wod skalnych.


Anton Triscornia - https://teadragonfei.wordpress.com/

Bartek - houhin

Jak wiesz mam od Ciebie ciemnoszary hobin szkliwiony wewnątrz. Nie jest to moje codzienne naczynie. Parzę w nim najczęściej japońskie herbaty, a w tej kategorii mam na półce sporą konkurencję, więc w zależności od nastroju sięgam po różne naczynia. Czasami zdarza mi się też zaparzyć również delikatne chińskie herbaty.
Mam ogólnie problem z wszelkimi hobinami. Bardzo podobają mi się wizualnie, ale z praktycznego punktu widzenia częściej sięgam po shiboridashi. Chodzi o wielkość dziurek w ceramicznym sitku w stosunku do wielkości liści herbat gyokuro, czy innych delikatnych herbat japońskich. W shiboridashi małe nacięcia powodują dużo wolniejszy wypływ zaparzonej herbaty i mniej drobin suszu przedostaje się do morza herbaty. Hobiny przepuszczają więcej, podobnie jest z czajniczkami. W sumie to drobiazg i nie zawsze mi to przeszkadza, zależy też od jakości herbaty.
Co do naczynia Twojego autorstwa, to po pierwszych parzeniach byłem bardzo zadowolony. Później mój entuzjazm trochę opadł i dziś już wiem dlaczego. Na początku eksperymentowałem z parzeniem w nim różnych gatunków herbat, także wymagających wyższej temperatury. Naczynie, z tego co pisałeś, zaprojektowane jest na pojemność 100 ml. Czasami pewnie zdarzało mi się wlać i więcej. Wysoka temperatura plus pełen wody hobin to złe połączenie. Nie da się go komfortowo chwycić, żeby naczynie nie parzyło w palce. Jeżeli nalejemy mniej wody, nie napełnimy go na full, można tak przechylić naczynie, żeby strumień herbaty wylewał się prosto do docelowego naczynia. Jeśli jest zbyt pełno to albo w pierwszym ruchu przechylimy bardzo mocno i liście zaczną uciekać wraz z herbatą, albo (chcąc powyższego uniknąć) przechylimy delikatnie i herbata zacznie spływać po ściance.
Rozwiązaniem jest oczywiście korzystanie z hobina zgodnie z jego przeznaczeniem. Czyli nie można go wypełniać do pełnej pojemności. W przypadku Twojego naczynia to max 90 ml. To wystarczy, żeby nie parzyć się w palce i zapewnić odpowiednią dynamikę wylewu.
Gdy liście są większe, a temperatura wody nie przekracza 80 °C można lać więcej, gdyż silny przechył w pierwszym ruchu i tak nie spowoduje ucieczki liści. Wszystko więc zależy od okoliczności.
Każde naczynie ma swoją specyfikę i potrzeba trochę wprawy, aby poznać do jakiego typu herbaty będzie optymalne, jaką ilością wody zalać. Nauczony kilkoma gorszymi parzeniami radzę sobie lepiej i z dużą przyjemnością korzystam z efektu Twojej pracy. Co do samego wyglądu i jakości wykonania to mam jedynie uwagę do przykrywki naczynia. Grubość ścianek mogła by być trochę mniejsza, naczynie w odbiorze bezpośrednim sprawiałoby wtedy wrażenie delikatniejszego – choć na zdjęciach tego za bardzo nie widać. To chyba jedyna uwaga. Na samo użytkowanie to jednak w żaden sposób nie wpływa.





Na załączonych zdjęciach prezentuję parzenie Emei Xue Ya, zielonej, delikatnej herbaty przywiezionej w 2014 r. z Sichuanu. Temperatura 80 °C, 90 ml, ok 4,5 g suszu, 3 parzenia. Ergonomia naczynia w tej konfiguracji bardzo dobra.
 

Bart Suiseki Kamiński - http://asiastory.blog.pl/
 

Kacper - teaboat  

Z Twoją ceramiką niestety nie miałem zbyt wiele do czynienia.
Jak do tej pory posiadam tylko teaboat. Jestem z niego bardzo zadowolony, sama misa ma doskonały kształt, przy okazji dobrze wylewa się z niego wodę, raczej nie łatwo jest narozlewać. Jedynym problemem jest brak dziurki w mniejszej części naczynia, przez co woda gromadzi się na górnej części, jednak był to mój wybór.
Zdarzyło mi się również raz (bodajże we wrocławskiej "Czajowni") używać wykonanego przez Ciebie czajniczka. Tutaj byłem bardzo mile zaskoczony. Niesamowita przepustowość, woda wylewała się bardzo szybko, oraz fenomenalnie wyprofilowany dzióbek, dzięki czemu z czajniczka nic nie kapało. Pokrywka także była bardzo fajnie dopasowana, nie była za luźna, pasowała idealnie. Jedynie szkliwo nie do końca do mnie przemawiało, jednak jest to jedynie kwestia gustu.
Nie znalazłem chyba niczego, do czego mógłbym się przyczepić, ale tak jak mówię - miałem do czynienia jedynie z dwoma Twoimi dziełami.




Kacper Pacholczak - http://cappy-bara.blogspot.com/
 

Łukasz - houhin, czarka, shiboridashi i matchawan  

Moja przygoda z ceramiką od Grześka zaczęłą się od kupionego w Czajowni hohina i czarki o wspaniałym kształcie. Następne było shiboridashi, przywiezione przeze mnie ze Święta Herbaty w Cieszynie. Ostatni był matchawan. Jedno jest pewne - na tym się na pewno nie skończy! Wspomniana ceramika autorstwa Grzegorza jest zdecydowanie moją ulubioną. Za co lubię ją tak bardzo? Grzegorz dba o każdy (nawet najmniejszy) szczegół swoich dzieł - w końcu diabeł tkwi w szczegółach. Kiedy biorę do ręki malutki (pięćdziesięciomililitrowy) hohin, nie mogę przestać się nim zachwycać... Tak malutki przedmiot, a jest wykonany z niezwykłą starannością. Używa się go z czystą przyjemnością. Spore dziurki zapewniają szybkie wylewanie się naparu, dzięki czemu idealnie możemy operować czasem w przypadku parzenia gyokuro czy innych japońskich specjałów. Nie mogę zapomnieć o shiboridashi. Moje wcześniejsze nie zapewniło mi tego, co to: idealny strumień podczas wylewania naparu do czarki, czy innego naczynia. Używając innych, często zdarzało mi się, że napar lał się po ściance, chlapiąc we wszystkie możliwe strony. Takiego "zjawiska" nie uświadczyłem w shibo od Grześka. Co więcej, jest to shiboridashi, które początkowo oglądałem na blogu Joli i Grzegorza, gdzie opisywali, jak to herbaciarze spotkali się na wspólnym wypale ceramiki. Wtedy nawet nie myślałem, że uda mi się kupić dzieło z TEGO wypału, moje shibo było posypywane popiołem - bardzo dziękuję Monice z Czajowni, która powiedziała mi o tym ciekawym szczególe. Takie naczynia mają w sobie to coś - herbacianego Ducha! No a matchawan? Nie muszę się chyba wypowiadać: wspaniała faktura naczynia, różne rodzaje szkliwienia, które dają wyśmienity efekt wizualny, a w połączeniu z wspaniałą matchą... uzyskujemy magiczne chwile. Miałem się jeszcze wypowiedzieć, co mi nie pasuje w tej ceramice. Odpowiedź jest chyba jedna - to, że Grzegorz wykonuje takie naczynia, których chce się mieć więcej i więcej. Innych minusów jak na razie nie uraczyłem... i z pewnością nie uraczę!




Łukasz Gęborek - http://herbaciane-szlaki.blogspot.com/
 

Rafał - czarki 



milk oolong pana Shibamoto w czarkach pana Ośródki 


czarny kot i kielich
jesienna pogoda
refleksyjny nastrój
ale nie smutek



w naczyniach pana Grzegorza widoczna jest perfekcja i niezwykła dbałość o każdy szczegół
 

Rafał Motała
...............................................................................................................................................

Wszystkim autorom serdecznie dziękuję za słowa i obrazy. 

piątek, 29 lipca 2016

Mini fenix i lipcowy wypał


Zamiana kawałka gliny w kamionkę, w której można zaparzyć i napić się herbaty trwa wiele dni - toczenie naczyń na wsad, suszenie, wypał, piec stygnie i... gotowe.
A gdyby tak zamknąć ten proces w jednym dniu - rano wytoczyć czajnik i czarki, wysuszyć je, zbudować piec i wypalić je drewnem w temp. 1300st. C, ostudzić i wieczorem zaparzyć i napić się herbaty.
Prawdopodobnie to przepis na katastrofę - małą katastrofę, bo to parę małych naczyń i mały piec - mini fenix - ten na zdjęciach to na razie prototyp (można go postawić w kilka minut).
Trzeba dobrać masę, żeby zniosła szybkie suszenie, szybki wypał i szybkie studzenie; sprawdzić piec, czy łapie i jak szybko temperaturę; popróbować, poeksperymentować.


Po co to wszystko? Hm... dobre pytanie.

Tymczasem kilka prac z ostatniego wypału.









wtorek, 17 maja 2016

Herbaciarze i wypał

Wypał w grupie, tak jak wspólne parzenie i picie herbaty, niesie inną energię niż robienie tego samemu. Towarzystwo to wymiana, dzielenie się i bez Moniki, Ani, Joli, Mileny i Wojtka by to nie zaistniało.








Szkliwienie, ładowanie pieca, wypał, rozładunek - to pretekst do bycia razem, rozmów i wielu litrów razem wypitych, herbaty też.
A piec, wypał? Oczekiwane 1300 st.C było, były emocje, szkliwa się dotopiły, glina spiekła, ogień szumiał.























Porcja gliny zamieniona w czarki i czajniki, które być może będą towarzyszyć inny przy wspólnym parzeniu herbaty.